O mnie

Moje zdjęcie
Chcę żyć życiem uważnym, świadomym i radosnym. Nie zawsze się da, nie zawsze potrafię, nie zawsze się udaje. Ale nieustannie próbuję.

czwartek, 1 listopada 2018

Smog


Początek sezonu grzewczego. W mediach znowu pełno masek, kremów antysmogowych i filtrów powietrza, bez których niechybnie się udusimy, a przynajmniej szybciej się zestarzejemy i dostaniemy raka.
Nie neguję, że problem smogu istnieje. Istnieje i jest poważny. Uważam jednak, że czasy najgorszego powietrza mamy za sobą. Nie jest to teza potwierdzona badaniami (bo nikt ich wtedy nie robił), a jedynie zdrowym rozsądkiem. Kilkadziesiąt lat temu dymiły kominy wielkiego przemysłu, nie zhańbione żadnym filtrem (albo ze słabym filtrem). Samochodów było mniej, za to spalały więcej, i to do pewnego czasu benzynę z ołowiem - choć nie wiem, czy ołów wpływa na smog. Zima trwała nieprzerwanie od początku grudnia do końca marca co najmniej, z solidnymi mrozami, a domy i mieszkania mieliśmy nieocieplone, z nieszczelnymi oknami. Kaloryferów często nie dawało się przykręcić, więc gdy robiło się zbyt gorąco, otwieraliśmy okna. Nikt się tym nie przejmował, bo wysokość opłat za ogrzewanie nie zależała od zużycia.
Elektrociepłownie wyrzucały tyle pyłu, że samochody parkujące w pobliżu trzeba było odkurzać miotełką. Teraz, jak powiedział jeden z pracowników, normy są tak wyśrubowane, że powietrzem z kominów niedługo będzie można się inhalować.
Przemysł padł, a jeśli nie padł to zainstalował filtry. Ogrzewanie jest drogie, więc grzejemy oszczędnie, docieplamy jak możemy i nie budujemy już ogromnych domów. No cóż, niektórzy palą oponami i plastikiem, ale dawniej zapewne też zdarzały się takie przypadki. Cała nadzieja w coraz łagodniejszych zimach, bo na zdrowy rozsądek „oszczędnych” ani nagłe wzbogacenie tych, co nie mają na opał, jakoś nie liczę.
Byłam na badaniu żywej kropli krwi. Mimo kilkunastu lat pomieszkiwania w stolicy, wyniki całkiem dobre. Pani przeprowadzająca badanie bardzo się zdziwiła: jak to, przecież wszyscy w Warszawie mają metale ciężkie we krwi. Fakt, moja koleżanka Warszawianka ma, mimo wielkiej dbałości o dietę i detoksy. Jej chłopak „słoik” nie ma tego problemu. Czyżby i w Warszawie powietrze się poprawiło, a te metale ciężkie to tylko „zaszłość historyczna”?
W każdym bądź razie ja się po maskę antysmogową nie wybieram. Chyba że zacznę podróżować w czasie, wtedy chętnie się w taką zaopatrzę na lata 90-te.

poniedziałek, 12 marca 2018

Jedynie słuszny powód

      Jakimś dziwnym trafem ostatnio wpadam na wypowiedzi, w których ludziom przeszkadzają nie tyle jakieś zachowania, co motywacje ich podjęcia. I chodzi tu o zachowania w swej istocie pozytywne, żadne tam działania pozorowane.
      Blogerka nr 1 krytykuje wegan, którzy stosują dietę roślinną z powodów zdrowotnych, a nie etycznych, bo jej zdaniem tylko empatia wobec zwierząt jest jedynie słusznym powodem niejedzenia mięsa. Blogerka nr 2 uważa, że prośby hoteli o dłuższe korzystanie z tych samych ręczników to ekościema, bo tu nie chodzi o ochronę planety, a zwykłą chęć zysku. Spotkałam się też z głosem oburzenia, że ktoś działa w wolontariacie aby zdobyć doświadczenie zawodowe, a przecież powinien to robić dla idei...
      O ile zgadzam się, że cel nie uświęca środków, a i na przejawy mydlenia oczu jestem wyczulona, to nie rozumiem, dlaczego sam dobry uczynek to za mało? Przecież pomoc z najbardziej egoistycznych i niskich pobudek nadal jest pomocą. Jasne, byłoby cudownie gdybyśmy wszyscy byli szlachetni i przepełnieni altruizmem. Wspaniale jeśli ktoś zabiera leżącego na drodze pijanego człowieka, bo chce mu uratować życie. Ale jeśli ktoś go zabiera, bo nie chce mieć nieestetycznej kałuży krwi przed swoim domem, to też ratuje człowiekowi życie, mimo że nie jest to głównym celem jego działania. Gdybym potrzebowała środków na leczenie dziecka, byłoby mi wszystko jedno czy ktoś je dał z dobroci serca czy z powodów PR-owych. Gdybym była krową, byłoby mi wszystko jedno, czy nie zostałam zjedzona z powodów moralnych, finansowych czy z braku wystarczająco mocnych zębów do pogryzienia mojego mięsa. I chcę się po prostu cieszyć czystą rzeką, a jeśli ktoś przy tej okazji zaoszczędzi pieniądze albo osiągnie większy zysk to super, wygrana-wygrana.
      Może zamiast oceniać czyjeś motywacje po prostu doceńmy, że robi coś dobrego?

niedziela, 14 stycznia 2018

Przyjaźń

            Dzieci mnie nie lubiły. Miałam kilka koleżanek, ale czułam, że jestem dla nich wyjściem awaryjnym, tą, z którą spędza się czas tylko gdy wszyscy fajniejsi są zajęci.
Kiedy spotkałam swoją pierwszą prawdziwą przyjaciółkę, była darem niebios, wprost nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się przyjaźnimy. Myślałam, że tak będzie zawsze i nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Przed końcem szkoły śmiałyśmy się, że za parę lat spotkamy się przypadkiem w centrum handlowym i szybko się miniemy udając, że wcale się nie znamy.  Wtedy to był najlepszy żart, dziś może być prawdą. Długo nie mogłam się pogodzić z tym, że nasze ścieżki się rozchodzą i zrobiłam więcej niż wszystko by tak się nie stało. Ale stało się i bardzo bolało.
Dziś myślę, że koniec tamtej przyjaźni był najlepszym prezentem, który pozwolił mi zauważyć innych wartościowych ludzi w moim otoczeniu. I choć lista przyjaciół się zmienia, przyjaźń jest stale obecna w moim życiu. Przez lata poznałam wiele niesamowitych kobiet, z którymi znalazłam nić porozumienia na różnych płaszczyznach. Spędzałam z nimi fantastyczne wakacje, gadałam o nieszczęśliwych miłościach, podziwiałam za kobiecość i trzymanie się zasad albo za brak zasad i odwagę sięgania po swoje wbrew opinii całego świata. Dzięki nim dowiedziałam się, jak być bliżej Boga, radzić sobie z trudnymi wspomnieniami i zrobić idealne ciasto drożdżowe nie spędzając całego dnia w kuchni. Nauczyły mnie Excela, piłowania paznokci i słuchania listy w Trójce. A przede wszystkim BYŁY, gotowe wesprzeć mnie duchowo, finansowo i w każdy inny możliwy sposób.
Lubię porównanie przyjaźni do garści piasku na otwartej dłoni. Trzeba ją osłaniać od wiatru, ale kiedy zawieje z niespodziewanej strony, nic nie da zaciskanie pięści, piasek i tak ucieknie przesypując się między palcami.
Już nie próbuję za wszelką cenę zatrzymywać przyjaciół. Choć nie przestaję żałować, że niektóre przyjaźnie się kończą, to przede wszystkim czuję wdzięczność, że były, i jeszcze większą wdzięczność za te, które nadal są.